Dwa filmy w reżyserii Krzysztofa Żurowskiego: OJCIEC LEON. BLOGER DUSZ i MARTA WIECKA. WYBIJ SZYBA

Dwa filmy w reżyserii Krzysztofa Żurowskiego: OJCIEC LEON. BLOGER DUSZ i MARTA WIECKA. WYBIJ SZYBA
17 Marca 19:00
Klasztor Karmelitów Bosych, ul. Solec 61, Warszawa Instytut Duchowości Carmelitanum Warszawa

Kino duchowe 17.03, o godz. 19.00 na Solcu, w ramach którego zostaną pokazane dwa filmy w reżyserii Krzysztofa Żurowskiego: OJCIEC LEON. BLOGER DUSZ i MARTA WIECKA. WYBIJ SZYBA. Po projekcji filmów spotkanie z Reżyserem – Krzysztofem Żurowskim. Gdzie? ul. Solec 61, Warszawa. Kiedy? 17 marca godz. 19.00. https://warszawa.carmelitanum.pl/

Zapowiedzieli swój udział

Pobieranie... Pobieranie...

Komentarze:

- do filmu o o. Leonie: Ojciec Leon Knabit, benedyktyn z klasztoru w Tyńcu, ma stale dylemat między obowiązkami mnicha a swoją działalnością poza klasztorem. Mino sędziwego wieku jest nadal rozrywany przez ludzi "ze świata", ciągle się ktoś z nim spotyka (od ambasadora do mordercy), jest zapraszany do prowadzenia rekolekcji w różnych częściach Polski i świata (niedawno poleciał do USA na miesięczne tournee), ma spotkania autorskie, wyjazdy rocznicowe, występy w telewizji i radiu (prowadził kilka programów talk - show w TVP i TVN). W klasztorze i w podróżach bezustannie pisze swój blog. Wchodzi często w zażarte dyskusje na gorące tematy i jest czasem obrzucany błotem przez blogerów, np. Gdzie się klecho pchasz, jeszcze ciebie tu brakowało?, ksiądz z plemienia żmijowatego, wychuchany mnich, tchórz, "podły manipulator", hochsztapler, złośliwiec, snob zakompleksiony, lubi błyszczeć. Co o. Leon robi z tymi obelgami? Na czym polega tajemnica jego dobrego humoru? W klasztorze oprócz regularnych codziennych modlitw wspólnotowych, które zaczynają się jeszcze przed świtem, spowiedzi, mszy świętych, dyżurów, jest wykorzystywany "komercyjnie", np. jako maskotka klasztoru, oprowadza wycieczki po Tyńcu, prowadzi warsztaty duchowości dla świeckich etc. Czy dochodzi nieraz do napięć między nim a jego przełożonymi z powodu rzadkiej obecności w klasztorze i zbyt wielkiego zaangażowania sprawami poza murami Tyńca? Ojciec Leon był zawsze przeciążony. Jeszcze do niedawna miał na głowie mnóstwo dodatkowych obowiązków np. był przeorem, opatem, proboszczem, katechetą, komentatorem mszy poza klasztorem (w tym papieskich). Jak o. Leon sobie z tym radzi? (Kiedyś chciał uciec z klasztoru z powodu przeciążenia). Jaką ma receptę na zabieganie? Co robi, by mieć czas dla Boga i ludzi?

- do filmu o s. Marcie Więckiej: Charyzmat s. Marty
Po krótkim czasie s. Marta rozpoczęła swoją służbę w Śniatynie. Tam również pracowała w szpitalu, natomiast miejscowy proboszcz (podobnie jak było Podhajcach) posyłał do niej swoich parafian z rozmaitymi problemami i sprawami duchowymi, które skutecznie rozwiązywała dla dobra ich duszy. Była osobą, która nie zamykała się w granicach obowiązku, lecz chętnie spieszyła z pomocą wszędzie tam, gdzie na tę pomoc czekano.
 
Siostra Marta bardzo kochała swe powołanie i zawsze emanowała z niej radość oraz zadowolenie z wykonywanej wśród chorych posługi. Uśmiechnięta, pełna cierpliwości i niezwykłej dobroci niosła ulgę nie tylko cierpiącemu ciału, ale zabiegała też o zdrowie ducha powierzonych jej chorych. Umiała znaleźć czas, by uczyć ich katechizmu, przygotowywać do sakramentów świętych i przykładała dużą wagę do wspólnej z nimi modlitwy. Bywało, że do kaplicy szpitalnej przychodziło około czterdziestu chorych, by wraz z nią uczestniczyć w drodze krzyżowej.
 
Miała niezwykły dar jednania dusz z Bogiem, na jej oddziale nikt nie umierał bez sakramentu pojednania, a zdarzało się niejednokrotnie, że nawet przebywający pod jej opieką Żydzi prosili o chrzest. Dla siostry Marty każdy cierpiący człowiek był jednakowo ważny, bez względu na to, czy był to Polak, Ukrainiec czy Żyd, grekokatolik, prawosławny czy katolik. Wszystkim służyła z tą samą miłością. Siłę do służby czerpała z modlitwy.
 
W życiu Marty były też wydarzenia nadzwyczajne. Kilkakrotnie przepowiedziała fakty z przyszłości (m.in. własną śmierć) miała także wizję krzyża, z którego przemówił do niej Pan Jezus, zachęcając ją do cierpliwego znoszenia przeciwności i obiecując zabrać wkrótce do siebie.
 
Podobnie jak całe życie siostry Marty obfitowało w czyny miłości, tak również jej śmierć stała się aktem, którego źródłem była autentyczna miłość do Boga i bliźniego. Świadoma niebezpieczeństwa dobrowolnie podjęła się dezynfekcji pomieszczenia po chorej na tyfus plamisty, chociaż był do tego zobowiązany inny pracownik – młody ojciec rodziny. Nazajutrz pojawiły się objawy choroby. Podczas ostatniego tygodnia w szpitalu czyniono wszelkie wysiłki, aby ją uleczyć. Rzesza ludzi gorąco modliła się w jej intencji, łącznie z przedstawicielami gminy żydowskiej, którzy w miejscowej synagodze prosili o jej uzdrowienie. Jej głęboką modlitwę po przyjęciu Wiatyku świadkowie uznali za ekstazę. Zmarła spokojnie dnia 30 maja 1904 roku w Śniatynie.
 
Już w chwili śmierci zebrani przy jej łóżku byli przekonani, że żegnają niezwykłą siostrę, a późniejsze lata przyniosły tego potwierdzenie. Na grób s. Marty przychodzili wszyscy, niezależnie od wieku, wyznania i narodowości. Przychodzili i przychodzą aż do dzisiejszego dnia przekonani, że “Matuszka” pomaga im we wszystkich sprawach, z którymi się do niej zwracają.
 

Wiara_wesprzyj_750x300_2019.jpg

Rozpocznij korzystanie